Proboszcz z parafii św. Marcina z północnych Włoch poprosił swoich wiernych, by zamiast pieniędzy wrzucali na tacę zdrapki lotto.
Proboszcz potrzebował pieniędzy na remont dachu oraz wnętrz kościoła. Czy proszenie o zdrapki jako ofiarę na kościół ma sens z matematycznego punktu widzenia? Rzeczony proboszcz miał nadzieję, że wśród kupionych zdrapek pojawi się wielka wygrana. Problem w tym, że tego typu wygrane pojawiają się bardzo rzadko, nawet w skali kraju. Zdrapki na tacę były kupowane prawdopodobnie w jednym regionie, a nawet miejscowości, gdzie jest kilka kolektur. To jeszcze bardziej powoduje zmniejszenie stopy zwrotu z nich. Kolejni wierni kupujący zdrapki dostawali je z tych samych transzy, a prawdopodobieństwo, że w danej transzy będzie główna wygrana, jest niskie.
Z naszego doświadczenia wynika, że kupując większą ilość zdrapek, prawie zawsze jesteśmy na minusie. Szacując bardzo ostrożnie i zgrubnie, można odzyskać tylko 30%-60% włożonych pieniędzy. Jeżeli wierni wydadzą 1000 euro łącznie na zdrapki jednej niedzieli, to na świątynię może zostać z tego tylko 300-600 euro, a reszta pójdzie do kasy organizatora loterii.
Pomysł był proponowany specjalnymi ulotkami, na których opublikowano prośbę o wrzucanie zdrapek na tacę "bez zbędnych dysput teologicznych" na ten temat. Pomysł proboszcza spotkał się oczywiście z krytyką przywódców kościoła. Głównie dlatego, że był szeroko opisywany w lokalnych i krajowych mediach. Ksiądz nie chciał rozgłosu, miała to być lokalna inicjatywa, taki strzał szczęścia. Kanclerz Lombardii stwierdził, że hazard jest narkotykiem, grzechem 21 wieku, a pomimo to znalazł się duchowny, który namawia do niego w imię Pana Boga. Według strony "The Local" w ostatnich latach sprzedaż zdrapek i tego typu innych gier bardzo wzrosła. Włosi wydali na gry liczbowe i loterie pieniężne około 15 mld euro.
Źródło: Thelocal.it - Priest begs faithful: give us your scratchcards